Starcie Tottenham — Newcastle to koniec niedzielnych zmagań 31. kolejki Premier League. Wiele działo się jeszcze przed przerwą, kiedy to obie drużyny spakowały futbolówkę do siatki. Później jednak gole strzelali jedynie londyńczycy. Stąd też komplet punktów trafił do Spurs 5:1 (1:1).
Z początku nuda, później rollercoaster — tak można opisać starcie Tottenham z Newcastle
Spotkanie rozpoczęło się bardzo powolnym tempem. Dopiero po upływie piętnastu minut Tottenham częściej zapędzał się pod pole karne przeciwnika. Tymczasem Newcastle całkiem efektywnie odpierali ataki rywala, szukając swoich szans w stałych fragmentach czy kontrach.
Londyńczycy o wiele łatwiej doprowadzali do sytuacji podbramkowych. Jak można było zauważyć, większość z nich nie była wystarczająco skuteczna. Niespodziewanie w 39. minucie na listę strzelców wpisał się Schar. Piłkarz gości doskonale przymierzył z rzutu wolnego. Piłka wpadła do bramki przeciwnika, odbijając się od prawego słupka.
Dodatkowo kilka chwil później do remisu przyczynił się Ben Davies. Obrońca wyskoczył najwyżej do dośrodkowania z boku boiska. Poporzez uderzenie przy pomocy głowy pokonał Martina Dubravkę.
Tottenham Hotspur nie ukrywał swojej potęgi
.po przerwie Newcastle przestało istnieć na boisku. Wszystko dzięki szybkiemu trafieniu Matta Doherty’ego. Zawodnik dopełnił formalności z bliska zaraz po wznowieniu spotkania. Wtedy szybka kontra Kogutów zaskiczyla obrońców. Na skutek takiego rozegrania wahadłowy przy oddaniu strzału miał przed sobą jest je golkipera.
Natomiast w 54. minucie nadzieję srok zniszczył Heung-Min Son. Koreańczyk zakończył składną akcję całej drużyny uderzeniem zza pola karnego. Na skutek takiego rozegrania piłka powędrowała w kierunku lewego słupka.
Od tej chwili Newcastle przestało wierzyć, że w Londynie jest możliwość zdobycia chociaż jednego punktu. Dlatego też Tottenham zaczął dominować. Konsekwencją tego było umieszczenie piłki w siatce przez Emersona Royala. Brazylijczyk dopiero teraz zdobył premierową bramkę dla drużyny. Tym samym wywalczył sobie miejsce w czasie wrzutki w pole karne. Wahadłowy okazał się sprytniejszy od przeciwnika i czubkiem buta stracił piłkę do bramki.
Na sam koniec starcia ostateczny wynik ustalił Steven Bergwijn, gdy w sytuacji jeden na jednego uderzył płasko po podłożu, kładąc Sroki na łopatki.